poniedziałek, 21 stycznia 2013

Spotkanie z Królową Śniegu:)

Zima - przez większość osób tak bardzo znienawidzona. Przyznam się, że i ja miałam taki okres w życiu. Na samą myśl spadających z drzew kolorowych liści dostawałam depresji, która trwała aż do muśnięcia promieniami pierwszego wiosennego słońca mojego totalnie wymarzniętego po zimie ciała . Wiecznie było mi zimno, szaro i smutno. Warszawa w czarnych pośniegowych oparach dodatkowo nastrajała bardzo nostalgicznie. I w takim oto nastroju zimowałam w zadymionych warszawskich klubach popijając piwko, słuchając muzyki, gaworząc z przyjaciółmi:)
Wszystko zmieniło się od momentu mojego wyprowadzenia na obrzeża Warszawy w otuliny Kampinowskiego Parku Narodowego. Codzienny dostęp do lasu sprawił, iż po raz pierwszy w życiu tak naprawdę usłyszałam śpiew ptaków. Od tego dnia rozpoczął się mój okres fascynacji otaczającym światem i przyrodą. A kiedy na świecie pojawiły się dzieci moje życie zmieniło się o 180 stopni:) Pamiętam pierwsze spacery, kiedy po 30 minutach nie wiedziałam czy mam jeszcze palce u rąk o nogach już  nie wspominając. Dzieci błagały, aby zostać a ja marzyłam o powrocie. Cierpiałam podwójnie. Nie wiedziałam jak mam to pogodzić. I w ten oto sposób zostałam szczęśliwą posiadaczką niezbyt wyględnego zestawu zimowego, który przyznam się szczerze, służy mi do dzisiaj, a w skład którego wchodzą:
- za duże o cztery numery buty typu śniegowce z ogromną ilością przeróżnych skarpet i skarpetek,
- spodnie narciarskie,
- ciepła kurtka
- porządna czapka i rękawice (koniecznie jednopalcowe).
W takim lekko topornym uzbrojeniu mogę przebywać na największym nawet mrozie cały dzień. Pokochałam spadające płatki śniegu z nieba, ośnieżone drzewa, ziemię pokrytą białą puszystą kołderką, słońce odbijające się w miliardach tryliardów diamentowych gwiazdeczek, szaleństwa saneczkowe i jazdę na łyżwach po zamarzniętych leśnych strumyczkach.  
I nie wyczekuję już w okropnych męczarniach... depresyjnych katuszach wiosny.
Zima przelatuje w tempie błyskawicy z uśmiechem i radością na twarzy.
A jak pomyślę o tych wszystkich czadowych kolorowych zimowych ubraniach, to aż mam ochotę biec do sklepu i wymienić swoją starą, niezniszczalną zimową  zbroję na nową. Niestety obecnie inne ważniejsze wydatki mam na głowie, więc raczej nie wchodzi to w grę...