Rany!!! Chyba się starzeję.
Fałdki na moim brzuchu robią się coooooraz grubsze a to znak, że nie spalam już kalorii tak jak kiedyś. Buuuuuuu... Moja przemiana materii trochę się chyba... zamuliła:) Czas coś z tym zrobić. Nie tam żebym czuła się od razu bardzo źle z moja pulchnością. Nawet wręcz przeciwnie. Lepiej sypiam i jest mi cieplej. Tylko ogarnia mnie coraz częściej totalne lenistwo a to zły sygnał dla mojego organizmu i zdrowia:) Tak więc koniec z nachosami podjadanymi wieczorkiem do TV:) Czas pożegnać słodkie ciasteczka i przyjaźń z lodówka. Trzeba wrócić do codziennych ćwiczeń. I wprowadzić jakąś energetyczną ale mało kaloryczna dietę.
I jak postanowiłam - tak też zrobiłam. Zaczęłam od spalania. No dieeeetę... wprowadzę może... yhymmmmm... potem:)
Rozłożyłam sobie kocyk w celu pogimnastykowania się, położyłam na plecach i ... USNĘŁAM.
Hi, hi, hi :)
Nie wiem kiedy i nie wiem jak. Jakoś tak mi się ciepło i miło zrobiło hi, hi. Obudził mnie dopiero wrzask przestraszonego Huberta. "Mamo, mamo co się stało". Biedaczysko myślał, że zemdlałam:) Sama nie wiem co mam o tym sądzić.
Mam nadzieję, że to tylko jednorazowy wypadek i więcej się nie powtórzy. Bo aż strach pomyśleć, że może być inaczej:)
Ściskam Was bardzo gorąco i zostawiam z jesiennymi fotkami.
Trzymajcie za mnie kciuki. Obym się tylko zmobilizowała:)
I wytrwała w postanowieniach.
I wytrwała w postanowieniach.