środa, 18 grudnia 2013

Wieczór z uszkami czyli idą święta :)

Kto powiedział, że uszka mają być małe. Przecież mogą to być UCHA.
Właśnie odkryłam dlaczego czas leci mi jak błyskawica. Bo ja nie lepię pierogów:) Rany!!! To trwa naprawdę wieczność! Zdążyłam pomyśleć o wszystkim i o każdym a końca nie było widać. Kiedy skończyłam czułam się jak po księżycowej hibernacji. Lubię sobie tak od czasu do czasu dobrze pomyśleć tylko czemu - ja się pytam - efekt tego myślenia zostanie pożarty w dwie minuty:) Zdecydowanie bardziej wolę podróże w trzeci wymiar przy np. malowaniu obrazów. Przynajmniej pozostaje pamiątka i jakiś ślad tej podróży w głąb siebie:)
Jako, że święta z uszkami są tylko raz w roku to można a nawet trzeba się poświęcić:)
Barszczyk już się ukisił a jurto zalewam śledzie:) Siebie przy okazji też chyba powinnam, co by weselej czas płynął :)
A jak tam u Was przygotowania. Lepicie coś? Kisicie? Zalewacie?
Ps. Zrobiłam poprawkę fryzjerską i znów mam prawie krótkie włosy. Nie jest do końca to o czym myślałam ale już jest bliżej przynajmniej. Teraz muszę dla odmiany trochę zapuścić:)
Baby mają prze-rą-ba-ne :)
Ściskam Was mocno. Życzę cieplutkich świąt, dużo radości i odpoczynku od zaganianej codzienności. I koniecznie w dobrych humorach przywitajcie Nowy Rok:) 
Już niedługo Słonko narodzi się na nowo a z nim nadzieja i nowa energia:)
Tak więc radujmy nasze serca oraz pamiętajmy o tym co w życiu naprawdę jest ważne i istotne.
Ja zapewne jeśli się jeszcze pokażę to dopiero po Szczodrych Godach i już w Nowym Roku.
Buziaki.











  


niedziela, 8 grudnia 2013

Lekko zakamuflowana :)

Hmmm.... Życie na wsi wcale nie jest łatwe.
 
Trzeba się porządnie namachać łopatą żeby łyknąć trochę cywilizacji, za którą ja osobiście akurat wcale nie przepadam, no ale jeść coś trzeba póki własne nie wyrośnie. Jak nie śnieg do ud to błoto po kolana. Albo auto zasypane prawie po dach :) Ale wiecie co? Mi to wcale nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Chłonę każda chwilę walki z żywiołem z wielkim uśmiechem na gębie. Nie wiem czemu i nie umiem tego zbytnio wytłumaczyć. Bo przecież wszystkim na około się nie chce. Nie chce rąbać się drzewa, nie chce się odśnieżać, nie chce się wybierać popiołu z pieca. W glebie też się nie chce grzebać. Tak więc podjeżdżają samochodami pod same drzwi, zakładają bramy na pilota, co by z auta za często nie wysiadać i do domu... najlepiej poleżeć (bo tam też wszystko na pilota).
 
A potem nadwaga, nadciśnienie, problemy z sercem i krążeniem i tysiące innych dolegliwości zdrowotnych. I pretensja do pana boga, że źle i niedobrze. Niestety ciężko przyjąć nam do wiadomości, że to my przeważnie jesteśmy odpowiedzialni za stan naszego organizmu.
 
Pamiętajmy, że praca fizyczna hartuje, ruch leczy a walka z przeciwnościami dodaje siły. Nie mówię oczywiście o skrajnościach. 
 
Ogólnie jestem pacyfistką i nie znoszę wojen ale niejedną walkę w swoim życiu stoczyłam. Przeważnie z głupotą ludzką o godność i wolność. O bycie sobą w tym przerysowanym marionetkowym świecie. I stąd właśnie chyba ochota na spodnie w lekki kamuflaż. Do tego czerń, skóra i ćwieki. Czyli taki dosyć ostry, niegrzeczny i luźny imaż w sam raz dla mnie :) 
 
 



 



 

 

czwartek, 5 grudnia 2013

O zielonym listku :)

Dziś będzie o zielonym listku (dla niektórych szczęścia) i nie będzie to bynajmniej o czterolistnej koniczynie:) Tak więc biorę na tapetę marihuanę. Dlaczego? Bo uważam, że temat jest na tyle ważny abym poświęciła mu swoją uwagę. Postaram się zrobić to krótko i treściwie, żeby mnie przynudzać zbytnio.
 
Może zacznę od tego, że marihuana nie jest dla każdego. Nie powinny zażywać jej nastolatki. Osobiście uważam, że granica wieku to 21 lat. Osoby młode z nieukształtowaną osobowością mogą sobie bardzo zaszkodzić. Palenie marihuany w zbyt młodym wieku najczęściej prowadzi do stanów depresyjnych i lękowych a to natomiast może prowadzić nawet w niektórych przypadkach do samobójstwa. Oprócz nastolatków nie powinny zażywać jej też osoby z kompleksami i przesadnie przewrażliwione na swoim punkcie. Marihuana potęguje stan naszego umysłu. Powoduje, że mamy więcej czasu na swoje własne myśli. Poruszamy i zauważamy rzeczy, których normalnie nie widzimy. Jeśli zapalimy z nieodpowiednimi ludźmi i w nieodpowiedniej sytuacji możemy zamiast przyjemności przeżyć prawdziwy koszmar. Koszmar, który totalnie wymęczy nasz mózg. Osoby słabe i łatwo popadające w paranoje w ogóle nie powinny próbować cudownego działania tego ziółka:) Na palenie marihuany pozwolić sobie mogą natomiast osoby dojrzałe psychicznie. Na pewno pomaga ona ludziom twórczym z artystycznymi uzdolnieniami. Ale trzeba pamiętać, żeby nie nadużywać jej zbyt często. Częste zażywanie prowadzi raczej do naszej destrukcji. Jak to ze wszystkim bywa - co za dużo to nie zdrowo. I w tym przypadku jest tak samo. 
 
Zaznaczam, że mówię tutaj o czystej, zielone i pozbawionej chemii marihuanie. Bez żadnych dodatków i ulepszaczy mających na celu skopanie nas po całości. 
 
Niestety nasz rynek zarzucony jest rasowanym towarem. Handlarze do zielonego listka dodają chemii i innych twardych narkotyków. Dlatego jestem za legalizacją i edukacją. Legalizacja i certyfikaty dawałaby pewność źródła pochodzenia. Ludzie byliby świadomi tego co zażywają. A rynek z czasem oczyściłby się z trefnego towaru.
 
Bardzo ważna jest też edukacja. W szkołach powinno prowadzić się więcej lekcji z zakresu stosowania używek. I nie mówię tu tylko o narkotykach ale również o papierosach i alkoholu. Dzieci powinny być uświadamiane w ciekawy i dosadny sposób a nie poprzez nudne wykłady, że zażywanie twardych narkotyków prowadzi do degeneracji człowieczeństwa. Że marihuana zapalona w zbyt młodym wieku może poczynić w naszym mózgu nieodwracalne zmiany, że picie alkoholu i palenie papierosów to nic dobrego. Że nie będziemy z tego powodu fajniejsi i bardziej dorośli. Że jest tysiące innych rzeczy, którymi możemy zaimponować.
 
Brak legalizacji powoduje zachęcanie do zażywania marihuany przez zwolenników zioła. Ale w walce o swoje racje zapominają oni o tych, którzy stosować marihuany nie powinni. Z jednej strony jest zakaz z drugiej zachęta a o tym co pomiędzy w ogóle się nie mówi. A to wielki błąd.
 
Pamiętajmy, że w filmach i opowieściach zawsze jest  śmiesznie ale prawda jest niestety całkiem inna. Bywa strasznie, ponuro i koszmarnie a nawet śmiertelnie.
 
W gruncie rzeczy mój dzisiejszy post chciałam zadedykować wszystkim młodym czytelnikom, którzy jeszcze nie próbowali. Żeby przed podjęciem decyzji zastanowili się, czy na pewno warto i czy są na tyle silni, aby zmierzyć się z ewentualną porażką oraz rozczarowaniem.
 
Pamiętajcie!!! Młody wiek nie służy eksperymentom a niektórych decyzji oraz ich skutków cofnąć się nie da:)

środa, 27 listopada 2013

Starość nie radość:)

Rany!!! Chyba się starzeję.
 
Fałdki na moim brzuchu robią się coooooraz grubsze a to znak, że nie spalam już kalorii tak jak kiedyś. Buuuuuuu... Moja przemiana materii trochę się chyba... zamuliła:) Czas coś z tym zrobić. Nie tam żebym czuła się od razu bardzo źle z moja pulchnością. Nawet wręcz przeciwnie. Lepiej sypiam i jest mi cieplej. Tylko ogarnia mnie coraz częściej totalne lenistwo a to zły sygnał dla mojego organizmu i zdrowia:) Tak więc koniec z nachosami podjadanymi wieczorkiem do TV:) Czas pożegnać słodkie ciasteczka i przyjaźń z lodówka. Trzeba wrócić do codziennych ćwiczeń. I wprowadzić jakąś energetyczną ale mało kaloryczna dietę.
 
I jak postanowiłam - tak też zrobiłam. Zaczęłam od spalania. No dieeeetę... wprowadzę może... yhymmmmm... potem:)
 
 
Rozłożyłam sobie kocyk w celu pogimnastykowania się, położyłam na plecach i ... USNĘŁAM.
 
Hi, hi, hi :) 
 
Nie wiem kiedy i nie wiem jak. Jakoś tak mi się ciepło i miło zrobiło hi, hi. Obudził mnie dopiero wrzask przestraszonego Huberta. "Mamo, mamo co się stało". Biedaczysko myślał, że zemdlałam:) Sama nie wiem co mam o tym sądzić.
 
Mam nadzieję, że to tylko jednorazowy wypadek i więcej się nie powtórzy. Bo aż strach pomyśleć, że może być inaczej:) 
 
Ściskam Was bardzo gorąco i zostawiam z jesiennymi fotkami.
 
Trzymajcie za mnie kciuki. Obym się tylko zmobilizowała:)

I wytrwała w postanowieniach.
 
 









  

niedziela, 24 listopada 2013

I po co mi fryzjer:)

Najpierw było omijanie zakładu fryzjerskiego szerokim łukiem i zapuszczanie włosów do granic własnych wytrzymałości:)

Potem podjętą została  decyzja, że nadszedł w końcu czas na zmiany.

Następnie była chwila relaksu i niecałe dwa dni nieco delikatnej radości.

Po czym przyszedł czas na... prawdziwy HORROR. I załamanie:)

Bo chwilowy czar, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, znikł razem z pierwszym myciem głowy. Ot tak... Spłynął sobie bezproblemowo z nieźle zapienionym szamponem prosto do szamba.

I tyle miałam z nowego odświeżonego imażu.

Czy kiedyś odnajdę fryzjera, który poradzi sobie z moimi niesfornymi kudłami? Który obetnie je "w zgodzie" a nie "na przekór". Który coś z nich wyrzeźbi?

Bo ja straciłam już nadzieję...

Po kilku dniach ciężkiej walki skończyłam na ciemnym brązie ponieważ nieład jaki powstał na mojej głowie po wysuszeniu włosów kategorycznie do odrostów i jaśniejszego koloru się nie na-da-wał:)

A tak w ogóle... To miał być irokez :) IROKEZ!!!:)

I w ten oto właśnie sposób jestem znów w punkcie wyjścia.









 

piątek, 8 listopada 2013

W pogoni...

 
Codziennie przeglądamy sterty gazet, portali i blogów ciesząc oczy widokiem pięknych kobiet. Zgrabnych, bez cellulitu i bez zmarszczek. Gładkich niczym płatki róży, pięknie umalowanych i świetnie ubranych. Im więcej dociera do nas tych wygładzonych obrazów tym bardziej nienawidzimy siebie. Za wszystkie mankamenty jakie posiadamy. Za niezgrabną figurę, za brzydką cerę, za tłuszcz na biodrach, za worki pod oczami, za pryszcze, które wyłażą zawsze wtedy, kiedy bardzo byśmy nie chciały ich mieć. Za cellulit i pajączki... nie tylko na twarzy. Im bardziej się nie lubimy tym bardziej chcemy być jak one... Gładkie, piękne i nieskazitelne. Z pęsetą w dłoni polewamy się gorącym woskiem i rwiemy niczym chwasty wszystko co spłodzi nasza skóra. Z zaciśniętymi zębami wyciskamy, usuwamy i szorujemy. Wycinamy i malujemy. Połykamy tabletki niewiadomego pochodzenia, które w cudowny sposób maja pożreć nasz tłuszcz. Bo chcemy być idealne. I nie byłoby w tym nic złego gdyby nie fakt, iż w tej pogoni za pięknem często zapominamy, co naprawdę w życiu jest istotne. Że ganimy tych, którzy ponad swój wygląd przekładają dobro innych czy to ludzi...czy zwierząt... Bezkrytycznie oceniając ich po wyglądzie. I zapominamy, że w świecie mediów rządzi przede wszystkim mister Fotoshop, który jak trzeba wyciągnie to-tu, wygładzi to-tam i usunie co trzeba wprowadzając nas - szarych obywateli tego świata w coraz większe kompleksy na punkcie własnej osoby. Smutne ale prawdziwe.
 
Do przemyślenia filmik poniżej...  
 
 
No i trochę mnie. Nieretuszowanej:) I nieco pomarszczonej :)
 


 

      

czwartek, 31 października 2013

Cicho wszędzie:)

No właśnie...

Cicho wszędzie, głucho wszędzie...
Co to będzie? Co to będzie?

Dziś wieczór z duchami. Jedni organizują sobie halloween'owe zabawy a inni czekają w smutku i zadumie na jutrzejszy dzień. A ja lawiruje gdzieś pomiędzy rozpalając ogień co by duchy i duszki mogły bez problemu do mnie trafić. Dlatego też nie palę dziś w kominku i nie wylewam wody za okno:) No i dzielę się z  duchami strawą zostawianą w miseczkach a to gdzieś w ogrodzie a to w domu.
  
Najbardziej lubią halloween dzieci. Jest to świetna okazja do zabawy, przebieranek i objedzenia się słodkościami. Niestety nie wszyscy rozumieją dziecinne zachcianki i skłonności do wesołej rozrywki. Oprócz garści słodyczy i uśmiechu  w niektórych domach dzieci mogą spodziewać się np. wiązanki typu "Won mi stąd. To jest katolicki dom i my żadnych takich głupich świąt nie obchodzimy" albo "Precz małe szatańskie pomiotła".

No niby ja tez bym wolała, aby dzieci dziadowały w tym dniu niż halloween'izowały ale i tak wiele by to nie zmieniło. Udobruchana zostałaby tylko niewielka garstka przeciwników amerykańskich świąt. Zagorzali chrześcijanie i katolicy dalej byliby wielce niepocieszeni i zgorszeni tymi jakże pogańskimi zwyczajami.  A wiadomo przecież nie od dziś, że pogan to już dawno, dawno temu na stosie spalono. I kto by jakieś tam starosłowiańskie i pogańskie zwyczaje kultywował. Zakaz, zakaz i jeszcze raz zakaz:(

Jakaż to ironia losu, że katolicy, którym wiara nakazuje być dobrym dla wszystkiego co żyje i dobro czynić potrafią takie małe dzieci w taki właśnie sposób potraktować. Z odrazą i pogardą. A wszystko w obronie wiary. Zamiast uśmiechu i cukierka nienawiść. To jest dopiero podarunek :(

I ja na dzieci czekałam i przebrałam się i torbę słodkości przygotowałam i dynie rozpaliłam co by drogę im oświetlała, ale niestety mieszkam na końcu świata, gdzie ciemno wszędzie i głucho wszędzie i dzieciom odwagi nie starczyło:( I nie dotarły buuuu:( Z drugiej strony może i dobrze, bo jeszcze by się nieboraki przestraszyły nie na żarty. Hi, hi no wesoło to ja wcale nie wyglądałam... Ale za to do horrorów to bym się z pewnością nadawała:)