niedziela, 9 czerwca 2013

Polowanie na obiad :)

Dzisiaj będzie o tym jak Majka wybrała się na polowanie:) Mianowicie wdziała strój typowo turystyczny czyli alladynki i kolorową bluzkę w motylki i pojechała z mężem swym ukochanym i dziećmi niesfornymi nad ulubione okoliczne jeziorko:) Że sielanka, cisza i spokój pisać chyba nie muszę. Uzbrojona w aparat fotograficzny biegała z gracją nimfy leśnej przeskakując z nóżki na nóżkę i skradając się łapała w obiektyw swoje ukochane latające istotki. Przy okazji została pożarta przez rój latających wampirów, które uprzykrzały jej w sposób bardzo wstrętny i namolny polowanie na... obiad:) Tak, tak... bo celem podróży było właśnie polowanie. I tak... zgodnie z zamierzonym celem jak na prawdziwego elfa przystało najpierw upolowała kwiaty bzu, potem maku i dzikiej róży:) Zadowolona, z pachnącym bukiecikiem wróciła do domu w oczekiwaniu na dzień następny. Doczekawszy się słonecznego i ciepłego przedpołudnia zabrała się za przygotowanie strawy dla rodziny. Trzeba zaznaczyć, że Majka nie korzysta z przepisów i stosuje metodę "na oko". Tak więc do michy wkroiła obrane jabłuszka, dodała jugurt, dwa jajka, otręby owsiane dla wzbogacenia, trochę mąki kukurydzianej oraz pszennej, szczyptę cynamonu i cukru dla osłodzenia, a na końcu dodała upolowane dnia poprzedniego kwiaty bzu, dzikiej róży i maku. Wszystko to dobrze zamieszała. Uzupełniła dla uzyskania odpowiedniej konsystencji i usmażyła:) Racuszki wyszły przepyszne. A i dzięki wzbogaceniu wspaniałymi i pięknymi dodatkami zdrowe jak mało co.  Po takich racuszkach to nie ma nawet najmniejszych wyrzutów sumienia. 

Czy życie nie jest piękne?

Stwierdziwszy, iż nie będzie męczyła Was jakimiś tam turystycznymi stylizacjami postanowiła załączyć taki oto lekko geometryczny zestawik:) Raczej miejski:)

Uwaga!!! Czarnego bzu nie wolno jadać na surowo (ani owoców ani kwiatów). Zbierane owoce muszą być dojrzałe. Najlepiej zbierać je późną jesienią, kiedy prawie spadają z drzew.