wtorek, 5 marca 2013

Majka ręcznie robiona:)

Dzisiaj nie będę Was męczyć żadnymi wywodami ani wspomnieniami. Będzie w miarę krótko i treściwie. Bardziej obrazowo niż opisowo:)

Wszystko zaczęło się od pewnego wieczoru w mojej oazie spokoju, gdzie nie mam dostępu do komputera i wirtualnego świata. Na razie bywam tam okresowo z moją rodzinką czyli Arkiem, dzieciakami i zwierzakami. Wieczorki spędzamy na odpoczywaniu i nic nie robieniu. Choć przyznam się, że ja tak nie potrafię. Po prostu zawsze muszę coś robić:) I w ten właśnie sposób całkiem przypadkowo z obawy przed nudziarskimi męczarniami wpadła mi w ręce puszka po pewnej piwnej lemoniadzie, co zwie się Radler oraz nożyczki. I skleciłam taki oto pierścionek na zasadzie zacisków. Bez kleju. Sukcesem jest fakt, że po założeniu go na palec nie rozpada się. Żeby nie był taki surowy przyozdobiłam go czymś z mojego najbliższego otoczenia czyli trawą. Zaznaczam oczywiście, że traktuję go jako wytwór artystyczny o specjalnym charakterze i nosić raczej nie zamierzam.



W ten oto sposób doceniałam kolejny trash'owy produkt jakim jest puszka:) Można z tego zrobić naprawdę ciekawe rzeczy. Po duperelach przyszedł czas na coś grubszego. Ponieważ moje ulubione workery troszeczkę się schodziły podjęłam decyzję o ich lekkiej regeneracji. Najpierw pomalowałam noski farbą a potem zrobiłam dżety, które za pomocą kleju przymocowałam do butów.
No i wyszło to co wyszło.



Potem po głowie zaczęła chodzić mi kamizelka ze starych dżinsów. Zaznaczam, że uszyłam ją ręcznie ponieważ maszynę do szycia zamierzam odpalić za jakiś czas dopiero. 
Póki co tylko próbuję relaksując się miło:) 
Następnie narysowałam sobie to wszystko, co mi w głowie siedziało... 



A na koniec wdziałam na siebie jak zaplanowałam i oto ona:)
Trash'owa kamizelka.




Za jakiś czas Kochani zaprezentuję drugą: tylko troszkę większą ;)