piątek, 8 lutego 2013

O dziewoi, co brnęła przez śniegi :)

Zachęcona porannymi śpiewami ptaszków i korzystając z cieplejszej pogody wskoczyłam w nieco lżejsze ciuszki.  Już myślałam, że będę mogła pożegnać się ze swoim zimowym niedźwiedzim lookiem do następnej zimy a tu znów biało się zrobiło. Bardzo niestabilna i nietypowa jest w tym roku pogoda. Zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Martwi mnie troszeczkę ogromna ilość opadów. Mam nadzieję, że do lata się wypada i nie będziemy mokli na wakacyjnych wyjazdach:) Bo nie ma nic gorszego niż wczasy w deszczu. Brrrrrr....:)

Dziś trochę się pośmieję ale proszę nie odbierajcie tego źle:) 
Wychodzę ostatnio ze sklepu a  przede mną podąża młoda dziewoja w skąpym płaszczyku koloru black i szpilkach tych... najwyższych z najwyższych. Muszę zaznaczyć , że front pogodowy w tym dniu należał do arktycznych raczej:) Na szyi powiewało coś w rodzaju apaszki imitującej szalik a głowę zamiast czapki dekorował pracowicie wystylizowany KOK. Oczywiście na ten widok od razu poczułam się jak gruby, ociężały yeti kroczący za... hmmm... górską gazela?

Owa wyżej wspomniana dziewoja rękę a'la hak trzymała dziarsko zadartą w górze. Na ręce-haku zawieszoną miała torebkę w rozmiarze XL a w dłoni tuż nad głową ściskała telefon. Przyznam się szczerze, że obserwowałam ją z ogromnym zaciekawieniem jak z gracją cyrkowego linoskoczka brnęła przez śniegowo-lodowe kałuże kierowana chyba... GPS-em (jak wydedukowałam). Hmmm... Albo oglądała jakiś ciekawy film na jutubi? No w każdym bądź razie byłam pełna podziwu dla jej zdolności. Naprawdę:)  Jak ona to wszystko na raz ogarnęła? Magic girl normalnie:) 
Miała co prawda kilka chwil słabości kiedy złapała lód pod cieniutkim jak szpilka obcasem ale po wykonaniu tajemniczych ruchów górną częścią ciała oraz po przeskoczeniu kilka razy z nogi na nogę utrzymała pozycję stojącą nie opuszczając zbyt nisko stelaża na torbę i telefon:) 
Na przystanku dzielnie odpierała ataki zacinającego śniegiem wiatru trzęsąc się jak galaretka urodzinowa niesiona przez 100-letnią babinkę i oczekując jak na zbawienie rozgrzanego ciepłymi wyziewami ludzi tramwaju-ocalenia:) Gruba różowa warstwa szminki doskonale kamuflowała sino-fioletowy kolor ust i tylko czerwony jak u klauna nos oraz szron pod nim zdradzał dosyć niską temperaturę:)

Zazdroszcząc jej pełnej determinacji odwagi i poświęcenia doceniłam po raz kolejny swoją grubą futrzaną czapę, szyję okręcona cztery razy szalem, grubą i długą kurtkę puchową oraz ciepłe buty i rękawiczki z jednym palcem:) 
I bez żadnego żalu pogodziłam się z topornym wyglądem a'la niedźwiedź. 
Bo było mi ciepło i... przyjemnie:)

Ps. Zestaw już z tych cieplejszych dni oczywiście, bo Majka a'la niedźwiedź była wcześniej:)