W końcu zmobilizowałam się i znalazłam trochę czasu aby poczynić niewielkiego posta :)
Tak więc dziś będzie o selfie dawnej sweet foci czyli o fotograficznym autoportrecie, na punkcie czego oszalał prawie cały świat i dla którego niejedna osoba straciła już życie. Tak, bo selfie wbrew pozorom może być naprawdę bardzo niebezpieczne. W wielkim skupieniu nad jak najlepszym ujęciem można np. potknąć się o kamyk i spaść z mostu. Albo zostać pożartym przez niedźwiedzia próbując zrobić sobie fotkę na jego tle w kalifornijskim parku krajobrazowym. Może też pędzący pociąg roztrzaskać nam głowę jeśli w odpowiedniej chwili nie zrobimy ujęcia i nie odskoczymy a chcemy akurat takie naprawdę adrenalinowe :) Albo może kopnąć nas prąd wdrapując się na słup wysokiego napięcia, bo takie seflie będzie baaaardzo hot. Tak, tak... Ludzie zapominają się, głupieją, tracą czujność i koncentrację w tym dążeniu do najlepszego ujęcia. Ujęcia życia. Jeszcze trochę, jeszcze raz, jeszcze bliżej i zanim się obejrzymy - już nas nie ma.
Możemy też zrobić krzywdę osobie trzeciej wydłubując jej oko podczas montowania kija do selfie. Tak Moi Mili kije też już są!!! Coraz dłuższe, coraz lżejsze i składane czy teleskopowe, jak kto woli, żeby nie przeszkadzały w urokach turystycznych podróży :) Dlatego są już miejsca w których selfie zakazano. Na przykład w Muzeum van Gogha w Amsterdamie, bo turyści nie skupijają się na obrazach albo na pewnej francuskiej plaży, gdzie stwierdzono, że robienie zdjęć zdecydowanie rujnuje sens plażowania.
Większość z Was robi sobie selfie dosyć często rozumiejąc ich sensowność i dawkując częstotliwość. Niestety niektórzy są uzależnieni jak od twardych narkotyków i cykają dosłownie co chwila. Przed obiadem w kuchni, w trakcie przygotowywania na tle smażonych koltletów i tryskającego oleju, potem konsumując z pełnymi talerzami, wypchanymi polikami i pustymi talerzami, no i oczywiście po. Z mężem, synem, kotem, psem... i tak by wymieniać bez końca.
Ale są też tacy co selfie gardzą uznając to za przejaw najgorszego rodzaju narcyzmu.
Tym osobom nigdy nie zależało aby wyjść na zdjęciu ładnie. Baaaa... Nie zależało nawet na żadnych zdjęciach. Albo może kiedyś zależało tylko po pierwszych kilku, zrobionych przez osobę, która drygu do fotografowania nie ma, po prostu zwyczajnie się odechciało. No bo jak tu mieć ochote na wykrzywioną gębę w kierunku, której zbliża się spadajęce z widelca spaghetti chlapiące i bryzgające czerwonym albo zielonym sosem. Czy na wylewające się spod spodnicy niedoskonałości w postaci tłuszczyku czy skórki pomarańczowej. Albo na twarz, na której maluje się całodniowe zmęczenie i wsciekłość, bo akurat dzieciaki coś nabroiły. Nie każdy lubi pozować, nie każdy umie pozować i nie każdy czuje się z tym dobrze. Bo jak się czuć dobrze, jak się skupić na rozmowie, kiedy jakiś znajomy wciąż pstryka. I cyka. To tak. To siak. A tak się akurat składa, że i pozowanie wtedy nie pomoże, bo zawsze uchwyci w pół słowa :) I potem mamy pamiątki, na które patrzeć nie możemy a nasze wyobrażenie o własnej atrakcyjności mocno zostaje nadszarpnięte:) Nadgryzione obiektywem fotografa amatora. Amatora albumów z rodzinnych lub przyjacielskich spotkań.
Są też tacy co chcieliby zdjęcia i pozować potrafią ale po sporej serii - "Kochanie zrób mi zdjęcie", "jeszcze tak", "i tak", - "Jeszcze?!!!" okazuje się, że wszystkie są jakieś takie rozmazane, bo Kochanie zdjęć nie lubi robić i nie wie, że trzeba przyostrzyć przed pstryknięciem :) To tak jak z grą wstępną. Niektórzy też mają z tym problemy.
Zatem biorąc wszystkie za i przeciw selfie ma sens byle z umiarem i rozsądkiem jak to w przypadku wszystkiego bywa :)
Reasumując dobra sweet focia nie jest zła. Uśmiech, radość i błysk w oczach, wszystko jak należy tylko się chwalić i uważać, czy oby nie stoimy na skraju przepaści :) :) :)
A internet niech pęka... :)